Pytanie, które zadał dr Wiesław Rozłucki na początku spotkanie: czy studia na Wydziale Handlu Zagranicznego przygotowały go do podjęcia takiego wyzwania, jest pytaniem retorycznym i wszyscy znamy odpowiedź. Tak, zarówno on jak i znakomita większość nas, absolwentów naszego Wydziału, byliśmy przygotowani do podjęcia wielu rodzajów wyzwań związanych z transformacją ekonomiczno-społeczną naszego kraju.
Zdziwienie natomiast może budzić jego odpowiedź na pytanie: czy marzył o takiej karierze. Nie, nie marzył o tym, żeby zostać prezesem giełdy. Chociaż już w czasie studiów interesował się giełdami, wówczas tylko towarowymi, to widziałby siebie wprawdzie na rynku giełdowym, ale w roli uczestnika np. prowadzącego biuro maklerskie. Dlaczego więc zgodził się nim zostać. Odpowiada: bo nikt inny nie chciał. I trudno się dziwić. Na początku transformacji nasi absolwenci ze znajomością dwóch języków liznąwszy prawdziwą ekonomię byli rozchwytywani przez firmy wchodzące na nasz rynek i odpowiednio wynagradzani. Była to praca urzędnicza, chociaż bardzo nietypowa i wymagająca wielkiej wyobraźni, a przy tym pełna najrozmaitszych ryzyk. Przyłączył się do ekipy prowadzącej transformację, na czele której stał kolega z roku Leszek Balcerowicz, a koledze nie wypadało odmówić.
Trzeba przyznać, że przyszły prezes giełdy i cały zespół zajmujący się uregulowaniem rynku kapitałowego wywiązał się z tego zadania wyjątkowo dobrze. Paradoksalnie pomógł fakt, że była to nowa działalność, a więc autorzy rozwiązań nie byli obciążeni historią i zdecydowali się wybierać do realizacji to, co najlepsze i najbardziej nowoczesne. A nie było na co czekać, bo powstało już w Polsce kilkadziesiąt podmiotów z giełdą w tytule, które chętnie weszłyby również na rynek finansowy. Od początku postanowiono przyjąć nowoczesny model oparty o elektroniczne notowania, dematerializację papierów wartościowych, niezależny nadzór i formę spółki akcyjnej, dzięki czemu nie przypominała ona instytucji państwowej.
W swojej przeszło 30-letniej historii giełda przeżywała różne koleje losu. Kiedy narastała bańka spekulacyjna i notowania wzrosły o 1800 proc. prezes Rozłucki pytał doświadczonych kolegów z innych giełd jak ma się zachować, gdy bańka pęknie. Dowiedział się, że nie wolno mówić o załamaniu ani o braku załamania, bo i tak wszyscy pomyślą, że jest. Trzeba z pełnym spokojem patrząc widzom prosto w oczy mówić, że giełda działa normalnie, a wzrosty i spadki notowań są zwykłym zjawiskiem na giełdzie. W tym czasie miał ciekawą rozmowę z inwestorem giełdowym, który żalił się, że kupił akcje za 100 tys., ich wartość doszła do 700 tys. i sprzedał za 500 tys. No to Pan zarobił 400 tys. Nie, odpowiedział inwestor, straciłem 200 tys. Jest coś takiego w psychologii giełdowej, że w przypadku wzrostu notowań właściciel akcji czuje się już posiadaczem zysków, które są przecież papierowe i mogą być tylko chwilowe.
Po 15 latach prezesowania W.Rozłucki zostawił nam w spadku dobrze zorganizowaną, nowoczesną infrastrukturę giełdową oraz pełną paletę instrumentów finansowych, typową dla rynków rozwiniętych. A jak giełda wygląda dzisiaj? Jak sam mówi, gdy zostawiał ją indeks WIG20 wynosił 3000 a dzisiaj jest między 2400 a 2500, w tym samym czasie od 2006 roku indeks Dow Jones wzrósł z 11000 do 37000 obecnie. Giełda traci swój blask, jedną z przyczyn jest nieprzestrzeganie przez wiele spółek reguł ładu korporacyjnego (corporate governance), inną przyczyną są silne wpływy polityczne na funkcjonowanie spółek skarbu państwa. Klasyczny przykład to benzyna wyborcza w roli wyborczej kiełbasy.
Słabnie zainteresowanie prywatyzacją. Jest to zresztą ogólna tendencja obserwowana nie tylko u nas ale i na Zachodzie – odchodzenie od liberalizmu w kierunku zwiększonego interwencjonizmu państwa.
Fakt, że spółki na polskiej giełdzie są stosunkowo nisko wycenione świadczy o tym, że mają potencjał wzrostu i to może napawać umiarkowanym optymizmem.
Dr Wiesław Rozłucki należy do wybitnych przedstawicieli naszej Korporacji, dlatego postanowiliśmy nadać mu złotą odznakę naszego znaczka z żaglowcem.