Na podbój świata

To brzmi jak bajka, chociaż nie zaczyna się od słów: dawno, dawno temu, ale … w 2006 roku firma rodzinna z Przemyśla z branży kosmetyków o niezbyt z polska brzmiącej nazwie Inglot, ale to po prostu nazwisko właściciela, postanowiła ruszyć w świat, a właściwie na podbój świata, ponieważ na rynku krajowym zaczęło jej być za ciasno.

Obecnie, a więc zaledwie kilka lat później, działa w 60 krajach na pięciu kontynentach, co widać na mapie.

I dalej dynamicznie się rozwija. Udział eksportu w ogólnej sprzedaży sięga ¾. Mniej więcej raz na tydzień otwiera nowy sklep i ma już ich blisko 500. Jej dumą, okrętem flagowym jest sklep w sercu Nowego Jorku, przy Times Square.

Jak to było możliwe, żeby bez wsparcia z zewnątrz, bez kredytów bankowych, w tak konkurencyjnej branży zdominowanej przez wielkie korporacje nieznana firma zdołała tak się wybić? Zawdzięcza to przede wszystkim wizjonerskiemu podejściu jej założyciela, niedawno zmarłego Wojciecha Inglota. Nie tylko miał wizję, ale potrafił wcielić ją w życie. Jego brat Zbigniew, który był Gościem Honorowym naszego spotkania, przejął kierowanie spółką, a ponieważ w ramach rodzinnego podziału pracy zajmował się rozwojem międzynarodowym w sposób naturalny kontynuuje jej rozwój.

Nawiasem mówiąc było to kolejne spotkanie organizowane w ramach Studenckiej Akademii Biznesu wspólnie ze studentami, którzy aktywnie w tym uczestniczą. Widać to zresztą na zdjęciu. My starzy korporanci zajęliśmy dolne ławki, a studencka młodzież umiejscowiła się na gornych piętrach.

W działaniu firmy jest kilka ciekawych elementów, na które warto zwrócić uwagę. Firma albo zakłada spółkę z miejscowymi partnerami albo działa na zasadzie franchisingu. W ogóle nie korzysta z tak modnego obecnie outsourcingu. Wszystkie produkty, a także opakowania i nawet meble sklepowe wytwarza i dostarcza sama z Przemyśla. Ich oryginalnym pomysłem są palety zindywidualizowane (freedom system). Każdy klient może tworzyć dowolną kombinację kolorów (spośród około 400) do swoich produktów do makijażu. To, że firma korzysta tylko z najlepszych surowców nie jest niczym specjalnym, bo wszyscy liczący się producenci tak robią.

Takie poszukiwanie bezpośredniego kontaktu z klientami jest częścią filozofii działania firmy, która w zasadzie nie korzysta z kosztownej reklamy, a opiera się na kontaktach z wizażystami i innymi użytkownikami. Temu celowi służy np. studio 500 m. kw. w Chelsea Market Building w centrum Nowego Jorku, chętnie odwiedzane przez gwiazdy filmowe reżyserowi i charakteryzatorów. Chociaż jest wyjątek. Inglot nabył nowoczesny elektroniczny billboard koło swojego sklepu w Nowym Jorku, który obsługuje bezpośrednio z Przemyśla, gdzie może reklamować obok własnych produktów także np. musical, z którym współpracuje dostarczając produkty do makijażu. Ciekawą innowacją jest wprowadzenie „oddychających” (breathable) lakierów do paznokci, które dzięki zastosowania polimerów takich jak w soczewkach (okularach) przepuszczają wodę i powietrze. Ceny wyrobów Inglot są średnio o 20-30% niższe niż podobnych produktów uznanych marek światowych. Zbigniew Inglot zdradził kalkulacje ceny przez detalistę w Emiratach Arabskich. Jeśli cena sprzedaży wynosi 2 USD, a CIF 3 USD, to w detalu będzie 15 USD. Nie przeszkadza to wcale uznawaniu przez Inglot krajów Bliskiego Wschodu jako swoich najlepszych rynków.

Zapytany o to, jakie czynniki legły u podstaw sukcesu firmy Zbigniew Inglot wymienił cztery: oparcie rozwoju o własny kapitał, nie obawianie się starcia z dużymi firmami, kreatywność w projektowaniu i nie obawianie się rynków pozaeuropejskich. Bardzo chwali sobie Australię, natomiast np. Niemcy czy Francja są konserwatywne, a przez to trudniejsze.